Przełom lat 20 i 30 ubiegłego wieku to trudny czas wielkiego kryzysu gospodarczego. Kryzys nie ominął Kruszwicy objawiając się coraz większą liczbą osób, które traciły prace między innymi w Cukrowni i wielu innych zakładach. Ludzie ci stanowili bardzo podatny grunt dla agitatorów komunistycznych. W dniu 13 marca na kwartalnym jarmarku, który odbywał się na rynku doszło do poważnych zamieszek. Podburzany tłum zdemolował stragany najpierw żydowskie, a potem wszystkie pozostałe bijąc kupców i rabując towary. Lokalni stacjonarni kupcy zamknęli natychmiast składy i opuścili szczelnie drewniane rolety chroniąc tym samym swój dobytek. Zaatakowano interweniującą policję. Rannych zostało kilka osób w tym najbardziej krewki uczestnik zamieszek Kazimierz Pikarzewicz ze Stodól postrzelony został przez st. przodownika kruszwickiej policji Bryla podczas próby przejęcia jego broni służbowej. Walka tłumu z policją przybrała zacięty i bojowy charakter. Zaalarmowana przez policję straż pożarna za pomocą ręcznej sikawki próbowała ostudzić gorące głowy awanturników. Niestety to jeszcze bardziej rozsierdziło tłum, który skupił się na atakowaniu strażaków. Dopiero przybyłe posiłki policyjne z Inowrocławia, Strzelna i Mogilna po kilku godzinach starć przywróciło normalny ład w mieście. Aresztowano 42 osoby, odbierano również część zrabowanych towarów. Z dochodzenia policji wynikało, że za rozruchami stali i kierowali nimi dwaj komunistyczni przybysze z Bydgoszczy, których personaliów nie udało się ustalić. Konsekwencją zamieszek było olbrzymie odszkodowanie 32 550,50 zł jakie miasto musiało zapłacić właścicielom straganów za straty jakie ponieśli. O tym wszystkim rozpisywała się ówczesna prasa, której kilka fragmentów zamieszczamy: