W czasach mojego dzieciństwa tj. od późnych lat 60 i na pewno wcześniej, po przez całe lata 70 i w początku lat 80 XX wieku czyli mojej wczesnej młodości funkcjonowała w Rynku (wtedy to był Plac 1 Maja) sezonowa lodziarnia.
Wiele z tego czasu pamiętam, a już na pewno pozostał w mojej pamięci na zawsze pyszny smak lodów z tej lodziarni mieszczącej się w oficynie rynkowej kamienicy nr 6. Po lody wchodziło się przez bramę kamienicy stad nieoficjalna nazwa lodziarni “lody w bramie” lub u “Lalusia”. W dawnej wytwórni lodów mieści się teraz sklep mięsno-wędliniarski. Lody sprzedawano w małym kantorku dziś mieści się tam zaplecze sklepu. Dawne drzwi prowadzące do lodziarni od strony podwórza zamurowano. Lody prosto z produkcji sprzedawała niskiego wzrostu miła pani w okularach żona właściciela lodziarni. Czasem lody sprzedawał sam właściciel również niskiego wzrostu zawsze elegancko ubrany w szelkach z koszulą zapiętą pod szyją i z zawsze nieodłączna muszką. Właśnie swojemu wyglądowi zawdzięczał swoje przezwisko “Laluś” nadane mu przez samych klientów. Lody były kręcone (robione) na bieżąco każdego dnia, aż do wyczerpania zapasów mleka i śmietany, które były codziennie dostarczane do małego zakładu wózkiem dwukołowym z kruszwickiej mleczarni. Konkurencyjne lody z NSS SPOŁEM i ze znanej ciastkarni pana Piotrowiaka zdarzały się być wyśmienite. Jednak zawsze najlepsze były te od Lalusia. Nieraz kolejka klienteli sięgała do samej bramy i zdarzało się, że nie nadążano z produkcją wtedy żona lub sam właściciel przepraszał i zapraszał za kilkanaście minut na nową porcje lodów, które się właśnie robią. Do produkcji używano starych maszyn pamiętających na pewno lata przedwojenne. Z zaplecza dochodził aromat robionych chłodnych słodkości pomieszanych z zapachem gazu z gazowni miejskiej, którego używano do gotowania składników na lody. Po wychłodzeniu mieszano razem pozostałe składniki aż do zamrożenia. Kiedyś do zamrażania używano pokruszonego lodu z góry lodowej, gdzie był przechowywany od zimy. Lód mieszano z solą opóźniającą topienie lodu. W późniejszych latach lód do chłodzenia zastąpiono zamrażarkami. Gotowe lody umieszczano w dużych termosach skąd sprzedawano je na gałki . Za lody w latach 70 płaciło się 1,20zł za gałkę, którą wkładano do wafelków najpierw o kształcie muszelek, a w późniejszym czasie do kubeczków różnej wielkości. Świeże lody sprzedawano od maja do końca września. Wtedy pozostawało nam pozostało czekać do następnego sezonu i być skazanym na bardzo nieregularnie (zależnie od dostawy) spożywanie głęboko mrożonych lodów tzw. Bambino to te na patyku i Calipso to te bez patyka w kostce lub w plastikowym kubku. Lodziarnia Lalusia przetrwała do drugiej połowy lat 80. Później interes w tym miejscu przejął niestrudzony prywaciarz kruszwicki Pan “Mikuch” ale to już nie było to. W latach 90 w tym miejscu otwarto sklep zoologiczny. Prowadziła go rodzina pana Gralika znanego nauczyciela. Po nich do dzisiaj funkcjonuje tam sklep mięsno wędliniarski RSP z Janocina. Niestety nie zapamiętałem nazwiska już wtedy starszych państwa prowadzących sezonowo lodziarnie. Zdaje się ze mieszkali gdzieś na Zagoplu. Pozostało mi po nich tylko wspomnienie i jedyny niepowtarzalny smak lodów waniliowych i owocowych (przeważnie truskawkowych) z kawałkami owoców. Może ktoś wie coś więcej na temat lodziarni “u Lalusia”?
Akurat ukazana brama na zdjęciu to nie brama kamienicy nr 6 a 8 koło Metal domu 😉
Zdjęcie zostało już podmienione 😉 niestety omyłkowo wpadła fotka nie tej bramy 🙂
Jadlem lody z bramy tzw.od lalusia.puzniej przenioslo to sie do kiosku na rynku kolo przystanku autobusowego.smak niezapomniany tak samo jak oranżada ze słomķą z samego rynku(Pan spod parasolki sprzedawal a sie okazalo po latach ze własciciel ze Sportoej ulicy pochodził.Balc……miał nazwisko.smak nie do przywrócenia
Lodziarnię , o której mowa prowadził wraz z żoną p. A. Dobiegała
Lodziarnię prowadził p. A. Dobiegała, który poprzednio pracował w WSS Społem i GS.
Lody z tej bramy niezapomniany smak.rowniez losy ktore sprzedqwali w kiosku na rynku obok przystanku autobusowego.niedaleko zresztą tej bramy czy kościoła.a kto pamieta oranżade we foli ze słomką z Kryszwickiego rynku?stolik z parasolką i wyłożona oranzada gdzie tego smaku juz sie nie odtworzy.dluga przerwa w szkole i marsz na rynek po oranzade:)
To były wspaniałe czasy, ten Pan Dobiegała, gdy wybudowali bloki na Zagoplu ,przyjeżdżał do swej lodziarni taryfą. Wtedy prywatny biznes nie przynosił takich dochodów jak obecnym. Jednak później ,gdy po 1990 roku powstał wolny rynek to od tzw “biznesmenów ” zaczęło dwoić się i troić .Ich zakredytowane bogactwo w postaci leasingowych aut i pełnego szpanu było widać od razu , czasami na krótko ….Inne lody np. Bambino można było kupić w Hawance. Wspominam też świetną oranżadę za 1,60 zł i mniej smaczną mandarynkę za 2.30zł. Lepsza była oranżada z GS-ów. Rozlewnia była na ul. Kasprowicza koło szkoły nr 1